Holenderska kultura odsłoniętych okien




Holandia to piękny kraj, jednak jej mieszkańcy jak wszystkie inne narody, także mają swoje małe dziwactwa, którymi szokują i intrygują obcokrajowców. Jednym z takich, niezrozumiałych w szczególności dla nas Polaków, jest zwyczaj odsłoniętych okien. A skąd się wziął? O tym przeczytacie w poniższym wpisie.

Wszystko zaczęło się XIX wieku, kiedy protestanci zamieszkujący Holandię zaczęli głośno szerzyć hasła „nie mam nic do ukrycia- Bóg i tak wszystko widzi”. W myśl tej zasady Holendrzy zaczęli masowo odsłaniać okna, udowadniając, że żyją zgodnie z przyjętymi normami i mają czyste sumienie. W tym okresie także wielu marynarzy zostawiało swoje żony i wyruszało w długie rejsy. Brak firanek w oknach był zatem metodą pilnowania wierności ukochanych, które mogły być na bieżąco „sprawdzane” przez życzliwych sąsiadów. Co więcej, właśnie w tamtych czasach doszło do zaostrzenia konfliktu między protestantami i katolikami, czego skutkiem było powstanie… podatku od firanek! Był to dość oryginalny sposób władzy, by stanąć na drodze przeciwnikom religijnym – katolikom.

W dzisiejszych czasach kultura odsłoniętych okien wciąż jest aktualna. Przechadzając się niektórymi uliczkami, można poczuć się jak w odcinku „Big Brothera” i nie tylko podejrzeć wystrój wnętrza, ale nawet sceny wspólnych posiłków, czy odpoczynku przed telewizorem. Holendrzy nie cenią sobie bowiem prywatności tak, jak inne narody. Nie obawiają się także tego, że ktoś niepowołany zajrzy im do mieszkania i „odkryje” ich tajemnice. Duże, niezasłonięte okna mają też swoją kolejną zaletę – można przez nie łatwo wnieść meble. A czemu akurat przez okna? O tym już w kolejnym wpisie.